W dniu 10.01.2019 r. w Czytelni Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Końskie odbyło się spotkanie członków Dyskusyjnego Klubu Książki. Uczestnicy rozmawiali o książce Katarzyny Gondek pt. „Otolit” i powieści Leny Anderson pt. ”Bez opamiętania”
Wypowiedzi uczestników o książce pt. „Otolit”:
„Męcząca, duszna, klaustrofobiczna książka”
„Czytając tę książkę żałowałam, że nie ma cenzury”
„Bohaterka nie mogła dogadać się z matką, ale tak naprawdę to zachowuje się tak samo jak ona”
„Rodzina destrukcyjna, chociaż nie było w niej pijaństwa ani innej patologii”
„Książka podobała mi się, ale jest przygnębiająca i momentami przekombinowana”
„Chora symbioza matki i córki”
Wypowiedzi uczestników o książce pt. „Bez opamiętania”:
„Książka o zakochaniu i o tym, że ludzie nie umieją ze sobą rozmawiać”
„Typowe zachowanie kobiety zakochanej, która nie była pewna uczuć obiektu swej miłości. Zawsze potrafiła wytłumaczyć zachowanie Hugona i chyba miała zbyt dobre zdanie o nim”
„Ester nie powiedziała jasno czego oczekuje od Hugona i cały czas przekonywała samą siebie, że on się tego domyśli”
„Ester chciała stałego związku i była rozczarowana, że Hugon tego nie chce”
„Zupełny brak emocji w kontaktach między Ester i Hugonem”
Recenzje czytelników książki „Otolit”
„Otolit” Katarzyny Gondek to dziwna książka. Duszna, oblepiająca, wciągająca czytelnika w swój klaustrofobiczny świat. Wewnętrzny świat Oli, głównej bohaterki i miasta, z którego wyjechała.
Wszystko tu jest z pogranicza jawy i snu. Wyobrażenia Oli, jej omdlenia, ojciec, który właściwie jest nieobecny, papierowy partner Oli i miasto, które wiedzie swoje wewnętrzne życie.
Bohaterka wraca do miasta, ponieważ zaginęła jej matka. Wraz z powrotem ożywają wszystkie wspomnienia, relacje, przeżycia, które wydawały się być już zapomniane.
Wracają też dziwne, tajemnicze opowieści matki.
Dla mnie była to bardzo męcząca lektura. Wszystko było jakieś sztuczne, udziwnione. Może po to, aby wydawało się poważniejsze.
Aneta Błotnicka
Jest miasto i jest obsesja. Można też inaczej nazwać ten stan psychiczny matki i córki, ich obu jednocześnie i każdej z osobna. Zagnieżdżonych w sobie, wczepionych jak rzepy, a może szczepionych w antagonistycznej symbiozie.
Miało być spełnienie marzeń, praca twórcza, kształtowanie, tworzenie życia i rodziny – generalnie budowanie. Budować trzeba z elementów, więc jest otolit. Otolit – mała doskonałość, część rzeczywistości, jednocześnie pełna sama siebie i ukrytych znaczeń, element konstrukcyjny, tkwiący głęboko w Stwórcy i dziele tworzonym, bez którego NIC.
Miało być wszystko, budowla doskonałości – i miasto, i córka. Było i pozwolenie, i uległość i miłość, i piękne opowieści, i zabawy. Razem, póki symbioza nie przerodziła się w żerowanie, zjadanie.
Agnieszka Dzwonnik-Zatora
Recenzje czytelników książki „Bez opamiętania”
Lena Andersson napisała w „Bez opamiętania” o nieczułym, okrutnym traktowaniu przez mężczyzn – bardzo samotnej kobiety, spragnionej miłości, przyjaźni…
Tak Per, który rozstał się z Ester słowami: „Jutro, kiedy wrócę z pracy, ma cię tu nie być”, jak i Hugo, który dręczył oschłością, rozstawaniem przez cały rok. Szkoda tylko, że Ester nie liczyła się z opinią „chóru przyjaciółek”. „W wiecznej walce między świadomością a nadzieją, wygrywa nadzieja…” i stąd Ester przegrała z Hugonem.
Powieść napisana dowcipnie (mimo cierpień beznadziejnie zakochanej bohaterki), zwięźle, z ogromną ilością przemyśleń i gotowych aforyzmów”.
Irena Wróbel
„Bez opamiętania” Leny Andersson to książka o miłości. „Miłości szukamy po to, by czuć, że ktoś nas widzi”
Trzydziestoletnia Ester Nilsson, intelektualistka, poetka, eseistka, kobieta niezależna, poukładana i rozważna, nagle zakochuje się jak nastolatka. Zakochuje się w mężczyźnie, którego dopiero pozna.
Ester przechodzi przez kolejne etapy – zauroczenie, pożądanie, nadzieja, a w końcu tłumaczenie i okłamywanie siebie, aby tylko czuć się kochaną.
To książka o oczekiwaniach i wyobrażeniach, domysłach i planach, ale tylko jej. Ukochany Ester pozostaje jakby z boku za szybą. Czy coś do niej czuje? Tego nie wiadomo.
To jest też książka o tym, że nie umiemy rozmawiać ze sobą. Owszem potrafimy godzinami rozprawiać o istocie świata, rozkładać życie na czynniki, ale o tym, co jest dla nas ważne, nie umiemy. Oczekujemy, że druga strona się domyśli i czekamy, bo nie chcemy się narzucać, ośmieszyć, nie chcemy być odrzuceni, nie chcemy się odsłonić”.
Aneta Błotnicka
To jest powieść, która mrozi.
Za nic w świecie nie chciałbym znaleźć się w ramionach mężczyzny, kiedy pomiędzy nami jest ściana z lodu.
Ester jest dziennikarką, mądrą, niezależną kobietą, która wie dużo, potrafi myśleć, analizować i wyciągać wnioski. Na swojej drodze spotyka artystę Hugona. Pomiędzy nimi jest porozumienie, na zasadzie kradzieży – według mnie. Hugo widzi zainteresowanie bezwarunkowe Ester, dzięki temu może się postawić wyżej. Mniej traci bo mniej daje. Kradnie jej myśli, słowa, jej przemyślenia. A ona tego nie widzi – nie, jest zbyt mądra żeby nie widzieć, ona analizuje jego słowa i zachowanie, stosunek do niej i niby widzi „co jest grane”, ale ponieważ kocha, to brnie w tą zamieć śnieżną, do tego królestwa lodu. Dla niej Hugo Rask jest idolem. Niestety.
Narracja jest prowadzona dokładnie w kierunku mrożenia. Ester trafił piorun, ale nie przyniósł on wiosny. Szybko zatraca się w świecie swojego bożyszcza i zaczyna się wokół tego kręcić, niknąc niemal całkowicie, oddając siebie. W miarę postępowania powieści w relacji bohaterów jest coraz więcej zażyłości, ale też jest coraz więcej mrozu (bo to nie chłód),stopniowego zamarzania. Wreszcie ich świat widzi się jak przez taflę lodu, jak zamknięty w klaustrofobicznej formie sopla, który jest niby piękny, ale kruchy i na pewno – z czasem – stopnieje, spadnie, zniknie…
Agnieszka Dzwonnik-Zatora