W dniu 07.06.2018 r. w Czytelni Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Końskie odbyło się spotkanie członków Dyskusyjnego Klubu Książki. Rozmawialiśmy o książce pt. „Byłam Eileen”, której autorką jest Ottessa Moshfegh.
Wypowiedzi uczestników:
„W tej rodzinie dobry psycholog miałby pracy na parę lat”
„Ten wszechobecny brud powodował, że czytając książkę, cały czas miałam ochotę się myć”
„Momentami obrzydliwa, niesmaczna książka, w której główna bohaterka ma obsesję na punkcie seksu”
„Nie wiem gdzie, ale gdzieś przeczytałam, że książka została napisana jako rodzaj żartu”
„Powieść napisana według określonego wzoru, ale dobrze i szybko się czyta”
Recenzje czytelników:
Od początku czytało się dobrze, lekko (choć z obrzydzeniem), ale bez większego udział mózgu…raczej…
Bohaterka jest wkurzająca i nie można się z nią zaprzyjaźnić. Odpycha i jest odrażająca – niekoniecznie chce się czytać albo wiedzieć w jaki sposób się wypróżnia lub jaki ma do tego stosunek. Dla mnie za dużo było właśnie takich rzeczy – obrzydliwych – zupełnie nie wiem w jakim celu (to były powtórzenia, już w pierwszych słowach powieści wypowiedziane, a potem jeszcze raz i jeszcze…). Jedyne wytłumaczenie jest takie, że jeśli prowadzi się narrację w pierwszej osobie, to przyjmuję się całą chaotyczność wypowiedzi.
Większość powieści to bóle egzystencjalne dziewczyny, która nie jest sympatyczna, nie może się odnaleźć i nie budzi zaufania.
Zwrot akcji, który jest zapowiadany od początku, następuje. Jednak, nie powiedziałabym, że jest to zwrot, który w jaki sposób zaskakuje.
Może byłaby to dobra fabuła do filmu, według mnie mogłaby się sprawdzić na przykład w wykonaniu jakiegoś francuskiego reżysera – na pewno z dawką surrealizmu. Mógłby taki nakręcić np. Jean-Pierre Jeunet i zrobić z fabuły coś w rodzaju „Delikatesów”.
Agnieszka Dzwonnik-Zatora
„Dobry psychoterapeuta miałby tam pracy na kilka lat. Taka była moja pierwsza myśl po przeczytaniu książki „Byłam Eileen” Otessy Moshfegh.
Dwudziestoczteroletnia Eileen zakompleksiona, a jednocześnie zafascynowana seksem, pracownica zakładu poprawczego dla chłopców była wkurzająca od samego początku, pełna sprzeczności a jednocześnie nijaka. Przez całą książkę planuje wielką ucieczkę od ojca – alkoholika i swojego życia. I pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie pojawienie się Rebecci. Ale efekt budowanego napięcia związanego z tą ucieczką jest mizerny. Góra urodziła mysz.
Po raz pierwszy przy czytaniu miałam wrażenie wszechogarniającego i wszechobecnego brudu. Niesprzątane latami domy, niemyte ciała, śmieci, odpadki, wymiociny.
I bohaterka, jak i cała książka wzbudzały obrzydzenie, odpychały a jednocześnie przyciągały.
Taka dziwna mieszanka o miłości, nienawiści, pożądaniu, wstręcie, marzeniach i stagnacji. We mnie pozostawiła niesmak. Niby wszystko odsłonięte, a naprawdę nic nie wyjaśnione”
Aneta Błotnicka